Poczet współlokatorów (odc. 2)

Zachód słońca nad Wolą
Czas wrócić do filozoficznych rozważań dotyczących moich współlokatorów. Tak, wiem, minęło pół roku od ostatniego wpisu, ale na szczęście na moje lenistwo możecie zareagować jedynie bezsilnością (ewentualnie toczeniem fontann piany z ust).

W pierwszej części cyklu podsumowałem pierwsze miesiące w Warszawie, gdy mieszkałem najpierw z jednym, a potem z drugim Jackiem na Bródnie. Drugi smażył kaszankę z cebulą, a pierwszy był z Radomia, więc łatwo sobie wyobrazić katusze, jakie przeżywałem jako nieopierzony 19-latek w wielkim mieście. W końcu "zarysował się przede mną cel opuszczenia tego tętniącego beznadzieją miejsca. Wytrzymałem jeszcze parę dni, by w grudniu przeprowadzić się na Wolę".
Wyrwałem się z tej oazy badziewia i bezhołowia i nie podzielę losu nieszczęśników mieszkających tam od 3-4 lat. Rano spakowałem toboły i tramwajem linii 1 przeniosłem się na Wolę. Ósme piętro wieżowca, dwupokojowe mieszkanie, zadbane, bez insektów. Jest znakomicie, wyraźnie odżyłem po tej przeprowadzce. Teraz już nie wstyd kogoś zaprosić czy coś. (Dzienniki Warszawskie, 7 grudnia 2005)
Piotrek

Moim nowym współlokatorem został Piotrek. Piotrek pochodził z Lublina, mieliśmy paru wspólnych znajomych, dlatego też zamieszkaliśmy razem. Był to przygruby blondyn, o skłonnościach do metroseksualizmu (białe rybaczki, różowe polo, godzinne układanie fryzury). Sprawiał wrażenie nieco infantylnego - na początku myślałem, że to przez fakt, że jest o rok młodszy. Nieodległa przyszłość pokazała, że problem jest znacznie bardziej złożony - do tego jednak dojdziemy.

To nie Piotrek. To jakiś typ w różowym polo
Dość szybko połapałem się, że nie odbieramy na tych samych falach. Rozmawiać nie było za bardzo o czym, bo Piotrek był niewymagający intelektualnie. Nie to, że był głupi - studiował lingwistykę na UW, miał znajomych na poziomie, wysłowić się potrafił. Ale jego zainteresowania ograniczały się do zakupów, piercingu, imprez i popularnego w tamtych czasach Tańca z gwiazdami. Dziś można by go nazwać "lemingiem" - to słowo pasowałoby do niego jak ulał, ale u progu 2006 roku "leming" oznaczał tylko małego gryzonia.

Nie przykładał wielkiej wagi do porządku, ale nie potrafił ukryć niesmaku, gdy np. nie sprzątnąłem okruchów albo nie zmyłem naczyń. O jego podejściu do kwestii higieny i czystości najlepiej świadczy taka wzmianka:
Od kilku dni niemiłosiernie śmierdzi z lodówki jakąś stęchlizną. Poważnie mnie to irytuje. Na szczęście dziś Piotrek włożył do chłodziarki otwartą puszkę z tuńczykiem i charakterystyczna rybia woń wyparła tę stęchłą. Postanowił go tak zostawić, tego tuńczyka, aż stęchnie. (D.W., 16 marca 2006)
Ja generalnie nie mam nic przeciwko stosowaniu podwójnych standardów, ale tylko pod warunkiem, że to ja je stosuję. Gdy robią to inni - drażni mnie to.

Awantura o kapustę
Z Piotrkiem wiązały się różne zaskakujące historie. Tu mam wzmiankę z początku roku 2006:

Witajcie w nowym roku. Wracam ja do mojego warszawskiego apartamentu na Woli i co widzę? No to może quiz. Co ujrzałem po przekroczeniu progu mieszkania:
a) Dwie niekompletnie ubrane dziewczyny śpiące na moim łóżku.
b) Dwóch Niemców śpiących na karimatach rozłożonych na podłodze mojego pokoju.
c) Totalny rozpierdol, butelki, kiepy, niedokończone żarcie, stajnię Augiasza.
Nie wiecie! Wszystkie trzy odpowiedzi są poprawne, zatem każdy z was, uczestnicy quizu, trafił! Brawo. Co za beznadziejny quiz. (D.W., 2 stycznia 2006)
Innym razem po powrocie do domu zastałem całą łazienkę zalaną krwią, a Piotrka ani śladu:
Wszedłem do łazienki i zacząłem tam dywagować, że pewnie w ryja dostał pod blokiem i gdy dotarł do mieszkania, zbroczył krwią wszystko wokół. Mam nadzieję, że mi komputera nie zabrudził, dopiero co go czyściłem niedawno. A może kroił pieczywo albo warzywa i odciął sobie kawałek palca? Możliwym to jest. Albo nadział się na jakieś kolce czy zasieki? Nie wiadomo, może akurat leżały w okolicy. Albo ma gruźlicę i pluje posoką? Czy też inne choroby związane z licznymi krwotokami. Zabił mi Piotrek ćwieka, ale myślę: a, nie będę dzwonił i dopytywał. Będzie niespodzianka. (D.W., 4 lutego 2006)
Kolczyk w brwi
Okazało się, że zrobił sobie kolczyk w brwi, ale że był uczulony na stal, musiał go wyrwać. Kiedy indziej nie było go od piątku do niedzieli, a umówił się na sobotę z rodzicami. Przyjeżdża więc ta matka z ojcem, jego nie ma, telefon ma wyłączony. I tak siedzieli bez sensu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić (nie zaproponowałem im nawet herbaty, bo nie jestem dobrym gospodarzem), podczas gdy on wrócił w niedzielę i oświadczył, że zabalował, a telefon zgubił.

Normalnie nie miałbym nic przeciwko, w końcu kto z nas nie lubi imprezowiczów? Ale on nie był w tym fajny. On w ogóle nie był fajny. Był przesadnie zadowolonym z siebie, metroseksualnym chłopcem z nadwagą i nie miał nic ciekawego do powiedzenia. W dodatku kiedyś zrobił mi awanturę, bo niechcący zjadłem mu kapustę pekińską. Ponadto śpiewał piosenki Shakiry pod prysznicem, przez co do dziś, gdy słyszę ten utwór, mam odruch wymiotny.

Podejrzenia

Jedno wydało mi się w Piotrku dziwne. Przez parę miesięcy wspólnego mieszkania odwiedziło go może ze dwóch kolegów. Za to cała masa dziewczyn. Kiedyś przyszło ich bodaj z osiem naraz, a wszystkie brzydkie, w najlepszym razie średnie. To jego koleżanki ze studiów, które wpadły podszkolić się z fonetyki. On im tam zawzięcie tłumaczył wymowę angielskich słów, a one chichotały. Zdarzały się też sytuacje, że odwiedzały go trzy dziewczyny i szli razem kupować ubrania. Trudno było mi wyobrazić sobie siebie w takich sytuacjach. Niby fakt, że ktoś nie jest taki jak ja, nie jest jeszcze powodem do szczególnego zaniepokojenia, ale z drugiej strony wizyta dziewczyny w mieszkaniu studenta to powinno być święto, rzecz absolutnie najwyższej wagi. A nie, że sobie wpada osiem, chichoczą i wyciągają cię na oglądanie bluzek. Nie mieściło mi się to w głowie. Wtedy doznałem olśnienia. "On jest kryptogejem" - pomyślałem i przyklasnąłem w dowód uznania dla własnej przenikliwości. 

Knebel
W takich sytuacjach warto poznać opinie osób trzecich. Któregoś razu były u mnie na piwie dwie koleżanki z liceum. Zgodnie stwierdziły, że "ten Piotrek to specyficzny jest" i spojrzały na mnie jednoznacznie. Potem swoimi podejrzeniami podzieliło się jeszcze kilka osób, które miały okazję poznać mojego współlokatora. No ale cóż - to tylko podejrzenia. W owych czasach zacieranie się różnic między płciami święciło już triumfy i często nie dało się ocenić orientacji seksualnej po wyglądzie. Dopiero gdy któregoś poranka obudziłem się ze związanymi rękami i kneblem w ustach, zacząłem łączyć elementy układanki. Było już jednak za późno. Po tym, jak dostałem od Piotrka dwa razy pejczem, miałem już pewność.

Nie no, tak naprawdę to znajoma napisała mi smsa, że właśnie widziała Piotrka w sytuacji nie pozostawiającej złudzeń co do jego preferencji. Nie miałem z tym problemu, bo niby czemu miałbym mieć? Choć zawsze jak mówię, że mieszkałem z gejem, padają zabawne pytania w rodzaju: leciał na ciebie? Podrywał cię? Właził ci pod kołdrę? Otóż nie. Od 26 lat nie podrywał mnie żaden gej - wychodzę z założenia, że nie jestem w ich typie.

Schyłek
W końcu z Piotrkiem zaczęło nam być nie po drodze. O ile przez pierwsze miesiące utrzymywaliśmy jako-taki kontakt, zdarzało nam się razem pić, pogadać, zamówić pizzę i pogapić się w telewizor, to później wzajemne relacje ograniczały się do minimum:
Z Piotrkiem zero kontaktu. Dwa zupełnie odmienne światy, po prostu nie ma o czym gadać. Bo ileż można wałkować tematy pogody czy rachunków za gaz. Nie należę do osób szukających na siłę porozumienia z bliźnim. Jak nie wychodzi, to trudno, pozostało jeszcze 6 miliardów ludzi do poznania. (D.W., 15 maja 2006)
Nawet nie wiadomo, kiedy do tego doszło. Ale w pewnym momencie Piotrek stwierdził, że poszuka nowego mieszkania, a ja zostałem na Woli sam. Dość szybko znalazłem kolejnego nieszczęśnika, który zamieszkał ze mną na niemal dwa lata. Miał na imię Jarosław i opowiem o nim w kolejnym odcinku.

PS - Za to polubiłem siostrę Piotrka, która nieraz do nas wpadała. Przyznała się, że czyta mojego bloga, więc uznałem, że z dwójki rodzeństwa udała się bardziej. Zawsze uwielbiałem swoich fanów, mają dobry gust.

Komentarze

Aga Kowalczyk pisze…
kolejny wpis za pół roku?
Andrzej Makowski pisze…
21 grudnia koniec świata, więc wygląda na to, że już koniec.
Anonimowy pisze…
Jak razem mieszkaliśmy to jakoś nie narzekałeś. ~Piotrek
Anonimowy pisze…
Dobry wpis
z.girl.88 pisze…
Dawno mnie tu nie było, więc dobrze, że tak niewiele się zmieniło.
Andrzej Makowski pisze…
Końca świata nie było. Kolejnego wpisu z serii też nie. :[

Popularne posty